Opinie
Wstydliwa wizytówka Krzeszowic
Po przeczytaniu opisu na drzwiach wiem już, że najlepsze lody w mieście robi nie Melba ani Aga, ale bliżej nieokreślona Dorotka, bohaterka dyskusji toczącej się na drzwiach toalety. Wiem też, komu w Krzeszowicach należy kibicować, a kogo należy „jeb…ć”, wiem kto jest „kur…ą”, a kto Żydem. Skąd wiem to wszystko? Jestem pasażerem wysiadającym na krzeszowickim dworcu.
Święty Florian był męczennikiem. Ja też się nim staję ilekroć wkraczam na ulicę której jest patronem, ja i setki innych pasażerów, którzy codziennie odjeżdżają i przyjeżdżają na krzeszowicki dworzec autobusowy.
Benzyna prawie po 6 złotych, pociąg nie dojeżdża na miejsce. Trzeba zagryźć zęby, wstrzymać oddech i założyć klapki na oczy. Co wita pasażerów przyjeżdżających na dworzec? Powinno „Welcome to the jungle”, zamiast tego mamy swojskie „Jeb…ć kur..ę Cracovię”. Im dalej w las tym więcej drzew, poza rzucaniem mięsem – dziurawe wiaty przystankowe i nieokiełznany smród w toaletach.
Na jednym ze spotkań w urzędzie kierowcy zwrócili uwagę na brak wiaty przystankowej w miejscu odjazdu busów do Krakowa. Wiaty nie ma, jest za to zardzewiała tabliczka z rozkładem jazdy i rozwalający się kosz na śmieci.
Dworzec, tak jak kilka innych miejsc w Krzeszowicach, objęty jest monitoringiem, kamera nie chroni go jednak przed wandalami, którzy notorycznie wyznają miłość do ulubionego klubu lub niszczą elewację budynku. Pasażerom przyjeżdżającym do Krzeszowic pozostaje zmienić przystanek na dziurawy chodnik przy ulicy Krakowskiej lub błotniste pobocze przy Daszyńskiego.