Kultura
Co można było kupić na krzeszowickim Pchlim Targu?
Ciepłe, słoneczne popołudnie, okolice Rynku mienią się wszystkimi odcieniami żółci i czerwieni. Piękna, jesienna pogoda wyciągnęła tłumy z domów. Dzisiejszy dzień organizatorzy Pchlego Targu mogą niewątpliwie zaliczyć do udanych. Wśród wystawców stali bywalcy i kilka nowych twarzy.
Mimo, że na Pchli Targ pędzę z zupełnie innych pobudek niż reszta przybyłych, łapie się na tym, że zamiast cykać zdjęcia wypatruję jakiegoś drobiazgu do kupienia. Po zrobieniu dwóch kółek wokół krzeszowickiego Rynku, „objawia mi się” Matka Boska. Stoi oparta o tekturowe pudełko gdzieś pomiędzy wazą na zupę a zaparzaczem do herbaty. Dewocjonalia to nie moja bajka, ale ten obraz coś w sobie ma, w dodatku sądząc po napisie jesteśmy prawie w tym samym wieku (żeby uprzedzić drobne złośliwości, nie była aż takim starociem na jaki wyglądała). Pan pod wąsem kasuje mnie na ponad trzy dychy i staje się szczęśliwym posiadaczem jednej z wielu Matek Boskich, które tułają się po tym katolickim łez padole.
To czego jeszcze potrzebuje to budzik, najlepiej w stylu retro w kolorze miedzianym. Mówisz – masz. 65 złotych, niemiecki mechanizm, ale po cholerę mi coś co nie obudzi mnie rano. Obok właściciel Melby dzierży swój zakup – połyskujący dzbanek do kawy – wypatrujcie go gdzieś na półce przy kolejnych odwiedzinach lokalu.
Na długim blacie leży pamiątkowy zestaw dla wędkarza z 1911 roku, jak twierdzi jeden z przechodniów nadawałby się też do łapania czarownic. Spoglądam na stojącą obok niego kobietę i zastanawiam się jakiej wędki użył, albo raczej co dał na przynętę. Obok stoisk ze starociami sąsiadują te, na których zalegają przesłuchane płyty, przeczytane książki i szale, które chroniły kiedyś swoich właścicieli przed zimnem. Zabawki, które przestały być zabawne, koszule, swetry i kurtki, które stały się zbędne. Wszystko to, można dziś był znaleźć na krzeszowickim Rynku. Tęsknicie już za kolejną edycją? Byle do wiosny!